Herby

Dzieje, wspomnienia, fotografie, czyli dawne Kielce

Moderatorzy: Autor, sueno, Daniel, Sirek1

Zdzisław S.
Posty: 231
Rejestracja: 14 lutego 2012, o 08:45
Lokalizacja: Kielce
Kontakt:

Herby

Post autor: Zdzisław S. » 7 marca 2012, o 13:26

Temat rozpoczynam artukułem sprzed 4 lat.
Źródło: http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,35253, ... &startsz=x

Joanna Gergont18.09.2008 ,Gazeta Wyborcza
Herby położył upadek komuny
Byłem przerażony, że akurat tam mamy zamieszkać. Dla nas, mieszkańców centrum, to była dzielnica za mostem. Zła dzielnica

- Czy ta dzielnica już zawsze taka będzie? Za mostem? - zastanawia się Halina Kwinta, która z mężem Andrzejem mieszka na Herbach od 1980 roku
Przerażenie przegrało z pragmatyzmem. Innej drogi do zdobycia własnego mieszkania wtedy nie było.

Andrzej: - Więc szybka decyzja. Porzucam Elektromontaż i idę na specjalistę do Państwowych Zakładów Zbożowych. A w zamian. Hmm... wspaniałe M4, 58 metrów kwadratowych. Jeszcze nie wiedziałem, na którym piętrze, ale jak tylko zaczęli wylewać fundamenty, to regularnie tam z Halinką jeździliśmy.

Halinka: - Na skuterku, bo za mosty rzadko jeździły autobusy.

Za mostem leży kielecka dzielnica Herby. Oprócz złej sławy przed laty wyróżniały ją dwie rzeczy. Nazwa, która pochodzi bezpośrednio od osady robotniczej pod Częstochową. To niecodzienne przeniesienie nastąpiło przez budowę linii kolejowej z Kielcami. I właśnie ta odcina Herby od miasta. To ona wyznaczyła charakter dzielnicy. Stare kolejarskie domy w sąsiedztwie torów. Obok nich składy, magazyny i zakłady przetwórcze. Puste place, nieoczekiwanie kawałek pola między zabudowaniami. W głębi dzielnicy pojedyncze domy, niektóre już murowane.

Ale wtedy, w latach 80., coś się zaczęło zmieniać. Wzdłuż ul. 1 Maja (wylot na Łódź) powstały bloki spółdzielni mieszkaniowej Armatury, w pobliżu szkoła zawodowa, gdzie uczyli się zawodu przyszli pracownicy Chemaru, największego zakładu w Kielcach.

Andrzej: - A zaraz za mostem zaczęli budować nasze dwa wieżowce i kolejne dwa spółdzielni. Nareszcie, wjeżdżając na Herby z miasta, widać było, że dociera tu jakaś cywilizacja. Wprowadziliśmy się w roku 80. Bardzo szybko, bez wielu przeróbek, choć budowanie było takie jak wtedy - komunistyczne. Przez szczelinę okna balkonowego mógł przedostać się mały wróbel, a pod oknem nie było ściany, tylko dwie dykty, między które powpychano wszystkie śmieci z budowy. Ale mieliśmy dwójkę maluchów: Sebastian miał pięć lat, Robert osiem miesięcy. Nie wybrzydzaliśmy.

Do dziesięciopiętrowego wieżowca wprowadziły się trzy rodziny. Resztę mieszkań zajęli na biura pracownicy PZZ-ów.

- Ja siedziałam w kuchni jednego z mieszkań, tam miałam księgowość. Dyrektor miał gabinet na siódmym piętrze - przypomina sobie Halinka.

W tym czasie zakład dopiero budował swój biurowiec.

Andrzej: - Ale jako nieliczni mieliśmy dzięki temu własny telefon po godz. 15. Przełączany z biura. I zamykane wejście do bloku na klucz. A potem nawet własną udekorowaną lampkami choinkę na Boże Narodzenie przed blokiem. To dyrektor kazał przywozić ją na każde święta. Wtedy w Kielcach to było coś.

- I plac zabaw, pamiętasz. Taki porządny. Trawniki były regularnie koszone, ławeczki malowane. Miejscowi to nam zazdrościli. Dzielnica się robiła taka... ekskluzywna. Dyrektor był porządny, sztab ludzi tu do sprzątania przywoził - wtrąca Halinka.

Jednak nawet on nie mógł nic zrobić, kiedy Andrzej Kwinta, technik energetyk, ściągnięty z kieleckiego Elektromontażu do PZZ-ów do obsługi specjalnie sprowadzonej z Niemiec maszyny "pakowaczki", wylądował w więzieniu.

Andrzej: - Działałem w zakładowej "Solidarności". Byłem oddelegowany do Skalbmierza i w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego podziemna "S" wydała apel, by w południe włączyć syreny alarmowe. Przyczaiłem się w zakładzie i te syreny w ruch. Co się działo... Wojsko w kilka samochodów i milicja po mnie przyjechali, bo to stan wojenny był. Wywieźli mnie do aresztu w Kazimierzy. Długo na szczęście nie siedziałem.

- Bo Dorotka miała znajomego wysoko postawionego w kieleckiej policji. Pamiętasz? To kielecka policja go wtedy wyciągała - mówi z dumą Halinka.

Andrzej: - Całe szczęście, że z mieszkania nas nie wyrzucili. Bo z pracy natychmiast wyleciałem. A dzielnicę zdążyłem już polubić...

- Najbardziej bar Herbski - podpowiada Halinka.

Bar Herbski jeszcze do niedawna uchodził w Kielcach za miejsce kultowe. GS-owskie klimaty u wielu przywoływały sentymentalne wspomnienia. Młodzież z kieleckich liceów jeździła tam, żeby zobaczyć sceny żywcem z "Misia" Barei. Ale w latach 80. przeżywał lata swojej świetności.

Andrzej: - Przynosiło się butelki po mleku, żeby nabrać piwa. Bo piwo było tam nalewane. Cienkusz okrutny, ale w całych Kielcach piwa nie było. Na miejscu nie podawali w butelkach, po tym jak po całym lokalu fruwały. Nerwowe towarzystwo tam czasami zachodziło...

- Ale była jeszcze jedna budka, gdzie można się było napić piwa. Bliżej torów, pamiętasz? - wtrąca Halinka.

Andrzej: - No, tylko bez zakąski. A w Herbskim mogłeś przegryźć tak starego śledzia, że sam niemal wychodził z talerza, i jaja w majonezie sprzed tygodnia. Oj, pić się wtedy chciało...

Baru już nie ma, zastąpił go sklep z meblami. Potem pawilon stał pusty.

Halinka: - I kino było. Wyświetlali filmy w klubie Atest, który powstał w hotelu robotniczym Chemaru przy Strycharskiej. Chodziliśmy pograć w bilard, szachy, były jakieś pogadanki, spotkania z ciekawymi ludźmi. Tak, wtedy wydawało nam się, że Herby się ucywilizują...

Miejsce drewnianych chałup zaczęły zajmować domki jednorodzinne, a w nich powstawały małe zakłady usługowe. Lakiernie, warsztaty samochodowe, zakłady krawieckie. Ładniały podwórka, na których sadzono iglaki i różane krzewy. Domy graniczyły z parkingami przed blokami.

Andrzej: - I, cholera, upadła komuna.

- Co Ty mówisz, jeszcze ktoś by pomyślał, że Ty komunę sławisz - strofuje go żona.

- Halinko, cholera, w kontekście tego, o czym rozmawiamy, czyli rozwoju naszej dzielnicy...

Nie miał już kto zadbać o strzyżenie trawy, malowanie bloków. Na Boże Narodzenie zabrakło choinki.

Andrzej: - Potem już wszystko dziadziało. Nasze bloki upadające zakłady zbożowe chciały oddać spółdzielni, potem ostatecznie zostały skomunalizowane. Ludzie potracili pracę i w wieżowcach, gdzie mieszkali wysoko wykwalifikowani i dobrze opłacani fachowcy: młynarze, mechanicy, energetycy, inżynierowie, zaczęło być widać lekką biedę. Ja jakoś radę sobie dawałem, bo przecież jeszcze przed tym, jak mnie wyrzucili z PZZ-ów, prowadziłem mały zakładzik naprawy sprzętu AGD, a potem już tylko tym się zająłem. Nawet mi to szło, zresztą prowadzę go do dziś.

Halinka: - A ja, widzisz, nie pracuję od czasu, jak urodziłam Karola, a ma już 18 lat. Po macierzyńskim już nie było w PZZ-ach dla mnie miejsca.

Ponad 15 lat na Herbach nie działo się nic. Miasto nie budowało nowych ulic, nie remontowało chodników. Żadna z instytucji nie chciała tam mieć swojej siedziby. Bo kto by jeździł na Herby? Mieszkańcy żyli swoim życiem. Ul. 1 Maja wypełniała się rano ludźmi czekającymi na przystankach na autobusy, które zawiozłyby ich "do miasta", wieczorem ci sami ludzie wysiadali i szybko uciekali do domów. Ciemne ulice, z nielicznymi latarniami, nie zachęcały do spacerów i zapuszczania się w głąb dzielnicy. Rządzili na nich tylko "tubylcy", którzy wszystko oddaliby za flaszkę. Nawet przestępczości wielkiej tam nie było, bo nie bardzo było co i kogo okradać czy na kogo napadać.

Andrzej: - Ot, przestępstwa pospolite. Jak w tym dowcipie: "jaki kraj, tacy terroryści".

W końcu znalazła się instytucja, która wybrała tę dzielnicę. Kilka lat temu przyszedł tu najpierw II, a potem I Urząd Skarbowy. I zmusił mieszkańców, żeby odwiedzali Herby. Może dlatego zaczęła kwitnąć przedsiębiorczość - w samochodach przy wypełnianiu zeznań podatkowych i na trawniku.

Andrzej: - Mamy tu najtańszy komis samochodowy w Kielcach. Znajomy policjant po 15 latach przeszedł na emeryturę i handluje samochodami sprowadzanymi z zagranicy. Stoją na trawniku z informacjami za szybą. Aha, i deweloper kilka lat temu postawił kilka bloków na końcu 1 Maja.

Halinka: - I myślisz, że to coś zmieni? Chyba nie. Ta dzielnica już zawsze taka będzie. Za mostem.

Od czasu pojawienia się tego artykułu sporo jednak na Herbach się zmieniło i nadal zmienia, pozytywnie wreszcie.
Czy to dobrze czy to źle, kto to wie, kto to wie..:)

ODPOWIEDZ